No cóż… W życiu tak bywa, że coś się kończy i coś się zaczyna. Najlepszym przykładem niech będzie ten oto miesiąc – sierpień. Można powiedzieć, że jeszcze wczoraj się on zaczynał… A dziś już jest na ostatniej prostej. Dużo się działo, jak to u nas. Praca, Dom, Wizyty u jednej i drugiej babci. No i nasze wypady w góry. Sporadycznie wizyty znajomych… Ot taka codzienność.
OK… Ale w tej naszej codzienności jeden temat przewija się od dłuższego czasu. Przedszkole. Już od września nasza starsza córeczka rozpoczyna właśnie ten ważny w życiu etap. Jak się na to przygotowujemy? Czy są jakieś uniwersalne pomysły? Jakie złote rady serwują nam internety? Spróbuję to wszystko połączyć w tym dzisiejszym wpisie.
Zacznę od tego, że teoretycznie nasza przedszkolna przygoda mogła zacząć się już w zeszłym roku, ale postanowiliśmy jednak to przeciągnąć. Dlaczego? No akurat końcem sierpnia urodziła się nasza Judit, więc były to niefortunny czas na posłanie do przedszkola… Wiecie… Poczucie, że poszło się w odstawkę, bo urodziło się nowe dziecko. Posłanie Łucjobzika do przedszkola w takich okolicznościach odpadało. No, ale teraz to już nadszedł czas… na przedszkolko. Nie ma już wymówek 😉
W całym tym naszym oczekiwaniu na rozpoczęcie przygody z przedszkolem towarzyszy nam oczywiście szalejąca Koronka. Ale na chwilę obecną nic nie wskazuje na to, by rok szkolny miał nie rozpocząć się normalnie. Oby tak zostało. Mam tylko nadzieję, że nie będzie żadnych zwariowanych obostrzeń, choć wiadomo o higienę trzeba dbać. Wtedy nie złapie się żadnego wirusa. Ani tego w koronie ani zwykłej „grypy żołądkowej”. Nauka w przedszkolu to jednak nie tylko kwestie maseczek i dystansu społecznego. To także… A może raczej przede wszystkim, kwestie jak się przygotować na to wydarzenie. Jak przygotować dziecko, ale i siebie samego. Co zrobić, kiedy dziecko strzeli focha… będzie płakać… Nie będzie chciało jeść. Tysiące pytań. Wy też je mieliście… A może macie? A może takie pytania są dopiero przed Wami?
Współczesnym rodzicom z pomocą przychodzą niezawodne internety. Trochę ogarnąłem różnej maści strony pełne dobrych rad, ale w większości przewija się kilka myśli, które i ja tu przeleje „na papier”.
- Przede wszystkim trzeba nauczyć dziecko zostawania bez nas. My już nieco mieliśmy to przećwiczone. Łucja zostawała u babci, kiedy szliśmy do pracy. Potem pojawiła się Judit, więc czas zostawania z mamą 24/7 znowu stał się codziennością. Słodkie chwile macierzyńskiego niestety kończą się… Więc nie tylko przedszkole, ale i powrót Oli do pracy będzie naszą małą rewolucją.
- Po drugie (jak łatwo zauważyć) to nauka samodzielności. Samodzielne ubieranie, absolutne podstawy mycia się, czy załatwianie potrzeb fizjologicznych mamy od dawna przećwiczone. Ale koleżanka, która jest przedszkolanką powiedziała nam niedawno, że przy okazji odwiedzin „kibelka” w celu zrobienia „dwójki” warto też wdrożyć dziecko w samodzielne używanie papieru toaletowego. Bo OK teoretycznie są panie, które pomogą, ale w praktyce bywa różnie… W tym punkcie uwzględniamy też takie rzeczy, jak rytuały dnia. My je mamy. Jest pora jedzenia śniadania, drugiego śniadania (i naszej kawy) pora bajki (kiedy Judyta idzie spać) no a potem… pora kąpieli, czytania na dobranoc i snu.
Taki rytm dnia jest ważny, bo przecież życie przedszkolne toczy się według schematów. - Gdy nadejdzie ten wyczekiwany i ważny dzień wstańmy trochę wcześniej, by zrobić wszystko bez pośpiechu. Poganianie dziecka i nerwy nastawią tylko dziecko negatywnie i nie będą sprzyjać przyjaznej atmosferze. W tym punkcie warto uwzględnić też takie dobre rady:
Do przedszkola ubierz dziecko w ubrania bez guzików i buty bez sznurówek. Koszulki, sukienki i bluzy najlepiej niech będą wciągane przez głowę, a kurtki zapinane na suwak lub rzepy. Nie ma co dokładać dziecku trudności w nowej sytuacji.
Spakuj dziecku ubrania na zmianę. „Mała wpadka” nie popsuje mu całego dnia.
Weźcie do przedszkola ulubionego misia lub zabawkę – bo z przyjacielem jest zawsze raźniej! (choć z tymi własnymi zabawkami to różne głosy słyszałem) - Podstawowa zasada obowiązująca 1 września – Nie krzyczymy na dziecko. Gdy dziecko płacze nie śmiejmy się z niego i tłumaczmy, że jest to nowa sytuacja dla wszystkich i je rozumiemy. Psychologowie radzą, żeby nie przeciągać pierwszego rozstania. Buziak i przytulenie wystarczą. Jednej rzeczy nie wolno robić pod żadnym pozorem – nie wolno wymykać się ukradkiem. Dziecko musi wiedzieć, że wychodzimy. Pomóc może zaprowadzanie dziecka przez pierwsze dni przez tatę. Dziecko jest mniej emocjonalnie z tatą związane, mniej przeżywa rozstanie. Niektórzy mówią, żeby odbierać dziecko na początku, przez parę dni, wcześniej. Jeżeli powiemy dziecku, że będziemy po obiedzie lub po podwieczorku to dotrzymajmy słowa. Nie zawiedźmy zaufania dziecka. (cyt. za. http://pamietnikmamy.pl/2015/07/5-zasad-ktore-pomoga-twojemu-dziecku-przygotowac-sie-do-pojscia-do-przedszkola/)
W podobnym tonie dobre rady znajduję na stronie przedszkola, do którego pójdzie nasz Łucyjkownik. Żeby nie tworzyć niesamowicie jamnikowego tekstu, ograniczę się do wrzucenia linku. Kto będzie mieć ochotę, z pewnością zajrzy 🙂 https://przedszkolenr2.jaworze.pl/adaptacja-dziecka-w-przedszkolu.
To tyle. Więcej do napisania będzie, kiedy ten słodki (a może słodko-gorzki) przedszkolny czas już się rozpocznie. A na razie kończę na dziś te przemyślenia. Do następnego razu 🙂