Kiedy przygotowujemy się do narodzin dziecka, oczywistą rzeczą jest przygotowywanie absolutnego minimum najbardziej potrzebnych dla niego rzeczy. Ubranka, kosmetyki, pieluszki, wózek no i oczywiście jakiś kącik do spania. Ile to wszystko kosztuje? Mówiąc kolokwialnie: miliony monet. Ciężko ustalić jakąś minimalną kwotę, bo rozstrzał cenowy mieści się między kilkoma a kilkunastoma tysiącami złotych. Ile to wszystko kosztowało u nas? Hm… w zasadzie to trudno powiedzieć, ale mogę się przyznać bez bicia, że w ciągu pierwszych kilku miesięcy jedynymi wydatkami, jakie ponieśliśmy, były pieluchy i kosmetyki. No i jeszcze parę drobiazgów… W każdym razie nie zbliżyliśmy się nawet w połowie do kwot, jakie wyliczają różne mądre strony o rodzicielstwie. Dlaczego tak było? Już śpieszę z wyjaśnieniem 🙂
Wyjaśnienie mogłoby zamknąć się w jednym zdaniu: 80 – 90% wszystkich rzeczy, jakie mieliśmy było przekazanych przez rodzeństwo żoneczki. Przekazane na zasadzie dóbr przechodzących od jednego do drugiego dziecka 🙂 To fajna sprawa, kiedy w rodzinie jest więcej dzieci, bo prawie wszystko przechodzi z ręki do ręki. Nie tylko ubranka, ale i większe „gadżety” jak np. łóżeczko, wanienka, czy fotelik samochodowy. Fakt, że większość naszej wyprawki była po starszych kuzynach, pozwoliło nam naprawdę rozsądnie gospodarować pieniędzmi. Polecam każdemu taki sposób, który może nie jest jakiś odkrywczy, ale sporo ludzi o nim zapomina. OK niektórzy sprzedają stare ubranka i to też jest fajne, zwłaszcza kiedy jest mało miejsca w domu. My akurat mamy możliwość spakowania tego, co za małe do kartonów i odłożenia ich na potem. A jeśli to potem nie przyjdzie? Zawsze można oddać komuś potrzebującemu… w myśl zasady: darmo otrzymaliście, darmo dawajcie. 🙂
Kolejna partia ciuszków, maskotek i innych pierdółek tak potrzebnych na co dzień, były różnego rodzaju podarunki, które dostawaliśmy przy okazji tak zwanej nowiecki. Myślę, że to nie jest również nic odkrywczego, bo wszyscy (lub prawie wszyscy) tak mają. Takie upominki to fajna praktyka i naprawdę warto ją podtrzymywać, ale tutaj nie można zbytnio zaszaleć jeśli chodzi o prezenty. Najbardziej uniwersalne i najbezpieczniejsze i zawsze potrzebne są pieluchy. Ich nigdy dość. Kiedy idziecie w odwiedziny do świeżo upieczonych rodziców, najlepszym co możecie podarować im i ich dzidziulkowi jest wagon pamperów 😀 Jasne ubranka są też fajne, ale tutaj trzeba wziąć pod uwagę takie czynniki, jak pora roku, kiedy urodziło się dziecko. OK kupuje się zwykle większy rozmiar, ale patrząc na to jak było u nas, niektóre sukieneczki, bodziaki czy inne śpiochy, mieliśmy ubrane tylko raz… bo przyszło lato, zrobiło się ciepło a tu kupione ciuszki okazały się już za małe albo jeszcze za duże. (a kiedy już były dobre, przyszła zima i nadawały się tylko do ubrania „po domu”)
Było jeszcze jedno źródło zaopatrzenia, w tym przypadku chodzi głównie o kosmetyki i coś, co przydało się trochę później, czyli ogólnie pojęte produkty spożywcze (kaszki, soczki, deserki, słoiczki) Sporo różnych próbek i innych bajerów dostaliśmy ze szpitala. Tak zwane „niebieskie pudełko” to naprawdę fajna sprawa. Z tego, co się orientuję akcja prowadzona jest we wszystkich szpitalach. No, ale koleżanki z pracy żoneczki też zadbały o to, by nie brakło nam pieluch czy kosmetyków. Przynajmniej na początku. Tak, więc ze szpitala wychodziliśmy obładowani bardzo dużą ilością różnych próbek pieluch, kremów i takich tam. A może pod tym względem nie byliśmy wyjątkowi? 😉 Aaa… Bo jeszcze wspominałem o kaszkach i słoiczkach. Tutaj fajną sprawą są programy partnerskie organizowane przez koncerny produkujące żywność dla niemowląt. Czasem warto się do nich zapisać, by dostać jakieś gratisy. Czasem są to pierdoły, jak nalepka na samochód a czasem kilka słoiczków, które przychodzą, co kilka miesięcy. Wraz z rozwojem dziecka. W moim odczuciu to naprawdę fajna akcja marketingowa i super, że coś takiego jest prowadzone. OK… To tyle, jeśli chodzi o kwestie związane z wyprawką. Jeśli macie jakieś pytania… albo pomysły na tematy, które mógłbym w ramach bloga poruszać, zachęcam do komentowania, kontaktowania się itp. 🙂
Do następnego razu…