Od czego by tu zacząć? Hm… Może zacznę tak: Anna Jantar – piosenkarka dobrze znana pokoleniu moich rodziców – śpiewała w jednej z piosenek:
Najtrudniejszy pierwszy krok,
za nim innych zrobisz sto
Najtrudniejszy pierwszy gest,
przy drugim już łatwiej jest
Najtrudniejszy pierwszy krok,
potem łatwo mija rok
Najtrudniejszy pierwszy dzień,
sam jutro przekonasz się…
No właśnie… początki są zawsze najtrudniejsze, bo o czym mogę napisać w tym inauguracyjnym poście? O tym skąd pomysł na bloga? Dlaczego chcę poruszać w nim tematy związane z rodzicielstwem? A może zrobić wpis wspomnieniowy, który przybliży Wam – Drodzy Czytelnicy – historię jak to wszystko się zaczęło? Jak zaczęła się historia naszej (póki co) trójeczki?
Zacznę od tego, kim jestem i co ja właściwie tutaj robię 🙂 No i wypadałoby się przedstawić, bo przecież nie każdy mnie zna, mimo że udzielam się w internetach (z mniejszymi lub większymi sukcesami) już od ładnych kilku lat. Ale do rzeczy… Mam na imię Dawid, urodziłem się w 1986 roku. Skończyłem pedagogikę resocjalizacyjną oraz komunikację społeczną i dziennikarstwo polityczne. Dwa kierunki studiów nie wystarczyły i moja kariera zawodowa poszła w zupełnie innym kierunku. No ale przecież nie będę pisać o pracy. Jest wiele ciekawszych tematów…
Takimi ciekawszymi tematami są właśnie rodzicielstwo, rodzina, wychowanie dzieci… Wszystko to, co można ująć jednym słowem, zapożyczonym – a jakże – z języka angielskiego… Parenting. OK – ktoś powie – ale przecież już tyle osób prowadzi blogi o tej tematyce. A ile vlogów na youtubie jest na ten temat? Z „pińcset” pewnie… Po co kolejny?
Szczerze? Pomył na stworzenie rodzicielskiego bloga chodził po mojej głowie od dawna. W zasadzie od dnia narodzin Łucji. No, ale jak wiadomo od pomysłu do realizacji daleka droga. Koncepcji miałem kilka, ale żadna z nich nie rozwinęła się w konkretny projekt. Kiedy zaś podzieliłem się pomysłem z żoneczką Olusią, ta odpowiedziała: Pomysł spoko, ale co ja pomogę… To Ty jesteś humanistą…. No jestem… Takie moje przekleństwo. Gdyby było inaczej, pewnie skończyłbym jakąś polibudę. Ale nie skończyłem… Jestem tutaj…
I cieszę się z tego, że właśnie tutaj jestem… a nie w jakimś innym miejscu i czasie.
Ale wróćmy do bloga. Jak łatwo się domyślić ten nie powstał wcześniej… powstało za to konto na Instagramie. Było to bardziej prywatne konto, ale lądowały na nim głównie fotki związane z naszym dzidziulkiem oraz krótkim opisem, co owa fotka przedstawia.
I pewnie dalej wrzucałbym sobie zdjęcia nie planując pójść o krok dalej, gdyby moje konto nie zostało zaatakowane przez hakera i przejęte. Dotychczas myślałem, że opowieści o Rosjanach hakujących konta na Facebooku czy Instagramie to legendy miejskie, ale kiedy sam padłem ofiarą takiego ataku zmieniłem zdanie. Zgłosiłem administracji kradzież konta i założyłem nowe. Tak powstał Tatusiek Łucuszka. Pomyślałem jednak, że skoro robię taki bardziej „profesjonalny” instaprofil, to może warto w końcu pójść o krok dalej… Tym sposobem docieramy do tego miejsca, w którym teraz się znajdujemy. Ja piszę te słowa… a Wy – mam nadzieję – będziecie je czytać.
I to tyle… ale to jeszcze nie koniec…. 🙂 To dopiero początek… A jakie wydarzenia wiążą się zwykle z początkiem rodziny? Ciąża i poród… Ale o tym następnym razem 🙂
PS. Zdjęcie autorstwa Moniki Roczyny ilustrujące wpis pochodzi z naszej sesji noworodkowej.