No to święta za nami. Przeżyliśmy Wigilię i Boże Narodzenie… a potem drugi dzień świąt. Przed nami przełom Starego i Nowego Roku. Tak nam to wszystko jakoś minęło. Oczywiście zabrakło „białych świąt”, ale to chyba powoli staje się standardem 😀 Odbijemy to sobie w Wielkanoc 🙂 Ale jak to nam właściwie minęło?
Szybko… Zdecydowanie za szybko. I powiem szczerze, że w ogóle nie czuć klimatu świąt. Może to dlatego, że człowiek się starzeje? A może po prostu… Jest inaczej. Tak, jak już wspominałem wcześniej, ja nie jestem przyzwyczajony do takich dużych imprez. Mimo że to kolejna już nasza wspólna Wigilia.
A żoneczka? No… ona ostatnio powiedziała, że nie odczuła żadnej różnicy między Wigilią a zwykłym urodzinowo-imieninowym obiadem, czy kolacją… jakie dość często się zdarzają w jej rodzinie. Tam to zwykła rodzinna posiadówka gromadzi kilkanaście osób.
Ale, co mogę więcej powiedzieć o tej Wigilii? No dużo potraw było… My zrobiliśmy barszcz z uszkami. Była i zupa rybna, pierogi z kapustą i grzybami. No i sama kapusta z grzybami też. Była kutia i makówki i moczka. Była oczywiście ryba. Był grysik z kakao. I pewnie coś jeszcze… ale mnie trudno spamiętać 🙂 na pewno było z 12 potraw.
A my nie zjedliśmy prawie nic… Ot taka ironia…
Dlaczego? Bo dziewczyny nie dały nam szansy 😀
Judyta płakała przez prawie całą Wigilię i domagała się noszenia na rękach.
A Łucja? U tej niewiasty włączył się syndrom grymaśnika. Zjadła tylko barszcz.
Na koniec Wigilii było dzielenie się opłatkiem. Tak niestandardowo, ale każda rodzina ma jakąś tradycję 🙂
A potem… a potem były prezenty. Jak już wspominałem (A przynajmniej tak mi się wydaje) Judyta dostała prezenty praktyczne: Pampersy. No była też zabawka sensoryczna. I skarpetki 😀 (podchoinkowy klasyk) A Łucja? Łucja dostała kuchnię.
Oczywiście chciała ją złożyć natychmiast… Ale zbajerowaliśmy ją i udało nam się ją przekonać, by poczekała cierpliwie do rana 🙂 A kuchnię składałem prawie całą resztę Wigilii. Prawie się spóźniłem na Pasterkę, ale ostatecznie zwyciężyłem.
Żoneczka też pomagała składać… dzięki temu, że do mnie dołączyła, czas składania skrócił się o jakieś dwie godziny. A efekt końcowy… no super, super.
Ale może niech przemówią zdjęcia 🙂
No to nam rośnie mała kuchareczka 🙂 Od rana do wieczora tylko by gotowała 🙂
A sama kuchnia? Co mógłbym powiedzieć o tej zabawce?
No powiem, że jestem pozytywnie zaskoczony jej wykonaniem. Przyznaję, że miałem pewne obawy, co do produktu made in Lidl. Ale efekt końcowy naprawdę jest super. Trochę było zabawy przy składaniu, bo nie każda śruba pasowała, ale ostatecznie sytuację uratował klej do drewna 🙂 I tak nam wesoło upływał świąteczny czas.
I nadal upływa… bo świętujemy prawie do samego 6.01 😀 Taki długi weekend.
Więcej o naszym świętowaniu napiszę jednak po Nowym Roku.
Z tego miejsca życzę Wam wszystkim aby ten kolejny rok był dla Was udany.